Szukaj na tym blogu

niedziela, 6 marca 2016

Dr Kozak chory na Borelioze - teraz sam leczy pacjentow.

Hipochondryk. Histeryk. Pacjent problemowy. Wszystko go boli. Nie może spać. Ma problemy z chodzeniem. Z widzeniem i kojarzeniem. Najpierw ląduje na oddziale zakaźnym, potem w psychiatryku. Wreszcie na rencie, bo diagnozują u niego SM albo alzheimera. A to pacjent z boreliozą, która przeszła do postaci rozsianej przewlekłej. Ofiara systemu. Medycznego
 
Dr Kozak choruje i przegląda na oczy
 
 
Dr n. med. Marek Kozak jest lekarzem anestezjologiem, wiceordynatorem Oddziału Anestezjologii i Intensywnej Terapii Szpitala Bonifratrów w Katowicach. I jednym z nielicznych jeszcze w Polsce lekarzem od leczenia boreliozy niestandardową metodą ILADS. Jego zainteresowanie tym schorzeniem zaczęło się kilka lat temu od pogryzienia przez kleszcze. – Pamiętam trzy, które mnie ucięły – opowiada. Z tym że wielu chorych w ogóle nie zanotowało takiego incydentu w swoim życiu: nie zauważyli, a może zapomnieli. On miał to szczęście, że jest lekarzem i zanotował. W dodatku miał jeden z koronnych objawów boreliozy, czyli rumień wędrujący – owalne zaczerwienienie na skórze, które może wystąpić w całkiem innym miejscu niż tym ugryzionym przez kleszcza.
 
U połowy zakażonych nie występuje w ogóle. – Dwa razy miałem rumień, dwa razy, na wszelki wypadek, leczyłem się metodą standardową stosowaną w naszej służbie zdrowia wspomina. Standard polega na przyjmowaniu przez 3–4 tygodnie antybiotyku, on brał 100-miligramowe dawki doksycykliny. Przyjmuje się, że taka kuracja jest zupełnie wystarczająca, gdyż skutecznie eliminuje bakterię z organizmu. Tyle że on się czuł coraz gorzej.
 
Wymienia: miał zawroty głowy, zaburzenia widzenia i słuchu, bóle mięśni i kręgosłupa, drętwienie kończyn. Tak przez pięć lat – nieskuteczne szukanie przyczyn dolegliwości, nieskuteczne kuracje. On przynajmniej nie miał kłopotów, jakie mają inni chorzy – żeby w ogóle uzyskać konsultację medyczną, jakąś pomoc. Sam też szukał, choćby w światowej literaturze medycznej. – Dopiero po pięciu latach, za pomocą bardziej zaawansowanych testów niż te powszechnie stosowane, doczekałem się właściwej diagnozy i zdecydowałem na terapię metodą ILADS – mówi.
 
Polega ona na długotrwałym – w jego przypadku rocznym – przyjmowaniu koktajlu różnych antybiotyków, z których każdy działa na inne tkanki organizmu i jest skuteczny wobec różnych form bakterii. – Często bywa, że chora jest cała rodzina. Choćby z tego powodu, że jak mają psa, chodzą z nim w te same miejsca, gdzie roi się od kleszczy – tłumaczy.
 
Teraz jest wyleczony i sam leczy.

caly artykul na pod linkiem :


http://serwisy.gazetaprawna.pl/zdrowie/artykuly/836984,hipochondryk-i-histeryk-nie-to-pacjent-w-kleszczach-boreliozy.html

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz